poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Jaromír Nohavica - Mikymauz



Ráno mě probouzí tma sahám si na zápěstí
zda mi to ještě tluče zdali mám ještě štěstí
nebo je po mně a já mám voskované boty
ráno co ráno stejné probuzení do nicoty

Není co není jak není proč není kam
není s kým není o čem každý je v sobě sám
vyzáblý Don Quijote sedlá svou Rosinantu
a Bůh je slepý řidič sedící u volantu


Zapínám telefon - záznamník cizích citů
špatné zprávy chodí jako policie za úsvitu
jsem napůl bdělý a napůl ještě v noční pauze
měl bych se smát ale mám úsměv Mikymauze
rána bych zrušil

Dobrý muž v rádiu pouští Chick Coreu
opravdu veselo je asi jako v mauzoleu
ve frontě na mumii mám kruhy pod očima
růžový rozbřesk fakt už mě nedojímá

Povídáš něco o tom co bychom dělat měli
pomalu vychládají naše důlky na posteli
všechno se halí v šeru čí to bylo vinou
že dřevorubec máchl mezi nás širočinou?

Postele rozdělené na dva suverénní státy
ozdoby na tapetách jsou jak pohraniční dráty
ve spánku nepřijde to spánek je sladká mdloba
že byla ve mně láska je jenom pustá zloba
dráty bych zrušil
Prokletá hodina ta minuta ta krátká chvíle
kdy věci nejsou černé ale nejsou ani bílé
kdy není tma ale ještě ani vidno není
bdění je bolest bez slastného umrtvení

Zběsile mi to tepe a tupě píchá v třísle
usnout a nevzbudit se nemuset na nic myslet
opřený o kolena poslouchám tvoje slzy
na život už je pozdě a na smrt ještě brzy

Co bylo kdysi včera je jako nebylo by
káva je vypita a není žádná do zásoby
věci co nechceš ať se stanou ty se stejně stanou
a chleba s máslem padá na zem vždycky blbou stranou
máslo bych zrušil

Povídáš o naději a slova se ti pletou
jak špionážní družice letící nad planetou
svlíknout se z pyžama to by šlo ještě lehce
dvacet let mluvil jsem a teď už se mi mluvit nechce

Z plakátu na záchodě prasátko vypasené
kyne mi zatímco se kolem voda dolů žene
všechno je vyřčeno a odnášeno do septiku
jenom mně tady zbývá prodýchat pár okamžiků

Sahám si na zápěstí a venku už je zítra
hodiny odbíjejí signály Dobrého jitra
jsem napůl bdělý a napůl ještě v noční pauze
měl bych se smát ale mám úsměv Mikymauze
lásku bych zrušil

Ráno mě probouzí tma sahám si na zápěstí
zda mi to ještě tluče zdali mám ještě štěstí
nebo je po mně a já mám voskované boty
ráno co ráno stejné probuzení do nicoty

I próby przetłumaczenia na polski...
Mikimauzoleum
współautorem muzyki jest Karel Plíhal
Renata Putzlacher
Rankiem mnie budzi ciemność więc dłonią szukam tętna
czy w żyłach mych pulsuje jeszcze krew obojętna
czy już po tamtym świecie chodzę w trumiennych butach
marność to wszystko marność brzmi wciąż ta sama nuta
Niema co nie ma jak dlaczego ani dokąd
nie ma z kim nie ma o czym każdy jest sam ze sobą
wychudły Don Quijote na szkapie mknie ulicą
a Bóg to ślepy szofer siedzący za kierownicą

Znów włączam telefon odbiornik obcych życzeń
nachodzą mnie złe wieści jak policja o świcie
pożegnać sen i wciągnąć znów jawy cztery łyki
chciałbym się śmiać ale mam uśmiech Myszki Miki
ranki bym skreślił

W radiu znów Chick Corea poranne panaceum
doprawdy jest wesoło prawie tak jak w mauzoleum
w kolejce do mumii mam kręgi pod oczami
jutrzenka w barwie różu już mych zmysłów nie omami

Rozwijasz wciąż przede mną własny ideał stadła
z dnia na dzień bardziej ziębną nasze dołki w prześcieradłach
rachunek win i sumień robimy przed wieczorem
przeze mnie czy przez ciebie drwal rozdzielił nas toporem

Dwa łóżka podzielone na dwa suwerenne kraje
kolczasty drut nas dzieli i ością w gardle staje
nie myśleć o tym zasnąć bo sen to słodka słabość
umarła we mnie miłość wyparowała radość
druty bym skreślił

Świt to przeklęta pora minuty ery całe
gdy rzeczy nie są czarny ale także nie są białe
gdy nie ma dnia ni nocy brakuje światłocienia
czuwanie jest bólem bez błogiego znieczulenia

Czuję szalone tętno i coś mnie w lędźwiach kłuje
chciałbym się nie obudzić nie myśleć i nie ulec
zwinięty w kłębek słyszę że w kącie łkasz boleśnie
na życie już za późno a na śmierć jeszcze wcześnie

Za naszym słodkim wczoraj zapadła głucho klamka
kawa jest już wypita i stłuczona filiżanka
złośliwość rzeczy martwych dawno udowodniono
chleb z masłem spada na podłogę niewłaściwą stroną
masło bym skreślił

Mówisz mi o nadziei a myśli ci się plączą
jak obce satelity które nad ziemią krążą
myśl o nagości własnej jeszcze mą próżność łechce
dwadzieścia lat gadałem a teraz mówić nie chcę

W klozecie na plakacie mam śliczną tłustą świnię
patrzymy sobie w oczy a woda z szumem płynie
wszystko już powiedziano i w szambie utopiono
a mnie w tym raju paroma kwadransami obdarzono

Znów dłonią szukam tętna za oknem jutro wstaje
za ścianą radio rzęzi sygnały dnia nadaje
pożegnać sen i wciągnąć znów jawy cztery łyki
chciałbym się śmiać ale mam uśmiech Myszki Miki
miłość bym skreślił



Myszka Miki
współautorem muzyki jest Karel Plíhal
Antoni Muracki
Budzę się szarym świtem i chwytam się za serce
czy coś tam jeszcze bije, czyżbym miał jeszcze szczęście?
A może już po mnie, bo mam buty woskowane
ku śmierci kołowrotek, bezsensowny ten sam ranek.

Nie ma z kim, nie ma o czym, nie ma co i nie ma jak
nie ma gdzie i nie ma po co, każdy jest z sobą sam.
Wychudły Don Kichot siodła swą Rozynantę,
a ślepy bóg za sterem prowadzi nasza łajbę.

Telefon niech milczy - nagranych uczuć dramat,
złe wieści jak bezpieka także przychodzą z rana.
Już na wpół czujny, na wpół złapany w nocy wnyki,
mógłbym się zaśmiać, lecz mam uśmiech Myszki Miki
Ranki bym zniszczył.

W radiu gra Chick Corea - prezenter dobry człowiek -
zaprawdę jest wesoło niczym w rodzinnym grobie.
Uśmiecham się jak mumia, mam wory pod oczami,
różowy świt mnie nudzi, dzień nowy już nie mami.

Coś mówisz o tym, co byś znów ze mną robić chciała,
pomału stygnie pościel, dołki po rozgrzanych ciałach.
Wszystko oblekła szarość - jak orzec czyjąś winę,
drwal machnął swą siekierą, łączącą przeciął linę.

Dwa łóżka jak dwa kraje dzielą pograniczne słupy,
wzdłuż ozdób na tapecie ciągną się kolczaste druty.
Gdy sen nadejdzie błogi, już nie męczą żadne zmory.
wszak była we mnie miłość - dziś pusta złość i gorycz.
Druty bym zniszczył.

Przeklęta ta godzina, moment, tej chwile przelot,
gdy rzeczy się wahają pomiędzy czernią a bielą,
gdy jeszcze półmrok toczy odwieczną wojnę z brzaskiem,
bezsenność jest cierpieniem, palącym oczy piaskiem.

A wszystko huczy w głowie i tępo kłuje w boku,
chciałbym na dobre zasnąć, nie myśleć i mieć spokój.
Z łokciami na kolanach - słucham, jak łzy twe płyną
Na życie już za późno - za wcześnie, żeby ginąć.

Co było jeszcze wczoraj, niepotrzebne dziś nikomu,
Ostatni kawy łyk, bo nie ma więcej kawy w domu.
Wszak przyjdzie, co przyjść musi, nadejdzie nieproszone,
Chleb z masłem zawsze spada nie na tę, co chcesz stronę
Masło bym zniszczył

Mówisz mi o nadziei i siecią słów oplatasz,
co jak szpiegowskie sondy krążą dookoła świata.
Rozebrać się z piżamy może bym umiał jeszcze,
dwadzieścia lat mówiłem, dziś już mi się mówić nie chce.

Z plakatu w ubikacji knur spasły do mnie mruga,
Pędząc zabiera wszystko spienionej wody struga.
Spłukuje to, co było i niesie wprost do ścieku,
a mnie tu przyjdzie zostać, nim zbraknie mi oddechu.

Macam się po nadgarstku, na dworze prawie świta,
zegar godziny bije i pogodnym dniem nas wita.
Już na wpół czujny, na wpół złapany w nocy wnyki,
mógłbym się zaśmiać, lecz mam uśmiech Myszki Miki
Miłość bym zniszczył.



MYSZKA MIKI
współautorem muzyki jest Karel Plíhal

Leszek Berger


Rankiem mnie budzi brzask, więc się za przegub chwycę,

czy wciąż mam fart i jeszcze pcha serce krew w tętnice,

a może już jest po mnie, trumienny mam garnitur.

Czy tak czy siak co rano przebudzenie do niebytu.



Nie ma co, nie ma jak, nie ma z kim, nie ma po co,

każdy jest w sobie sam i z siebie wyjść nie sposób.

Wnet chudy Don Kiszot na szkapie ruszy w nicość,

a Bóg to ślepy szofer, co siadł za kierownicą.



Telefon włączyć strach - to cudzych uczuć szpicel,

złe wieści jak policja stukają w drzwi o świcie.

Pół we śnie, pół na jawie próbuję zewrzeć szyki,

uśmiechnąłbym się, lecz mam uśmiech Myszki Miki.



Ranki bym zniszczył.



W radiu gra Chick Corea, za oknem gaśnie neon -

wesoło jest doprawdy, całkiem jak w mauzoleum.

Ta mumia w nim to ja, mam podkrążone oczy,

różowy blask poranka już mnie nie zauroczy.



Ty mówisz do mnie coś, próbujesz czas zawracać,

choć stygną już pomału nasze dołki w materacach.

W szarość mieszają się wyznania win nie w porę,

gdy między nami przepaść wyrąbał drwal toporem.



Dwa łóżka rozdzielone, dwa suwerenne kraje

i z ozdób na tapetach nasz mur berliński staje.

W sen zapaść jak najprędzej, w tę nieświadomość błogą,

że była we mnie miłość, jest tylko pusta wrogość.



Mury bym zniszczył.



Świt to przeklęty czas, minuty, chwilki małe,

gdy rzeczy nie są czarne, lecz nie są również białe.

Gdy dnia i nocy splot, gdy światła brak, i cienia,

czuwanie jest cierpieniem bez błogiego znieczulenia.



Puls znów oszalał i w pachwinie czuję bóle.

Usnąć, nie budzić się, bezmyślnie i nieczule.

Skulony słucham twych słów przeplatanych szlochem.

Na życie jest za późno, na śmierć za wcześnie trochę.



Co było, a już nie jest, to się nie pisze w rejestr.

Kawa wypita, świeżej z pustego nie nalejesz.

Czego uniknąć chcesz, to ci się właśnie stanie,

a chleb ląduje zawsze stroną z masłem na dywanie.



Masło bym zniszczył.



Mówisz o szansach znów, sieć słów mnie tak oplata,

jak szpiegowskie satelity, co krążą wokół świata.

Piżamy zdjąć - no cóż, to byłby plan zbyt prosty.

Gadałem tyle lat, aż spłonęły wszystkie mosty.



W ustępie plakat mam, a na nim tłustą świnię -

wiruje z szumem to, co za chwilę z wodą spłynie.

Rzekł każdy, co miał rzec, i poszło to do ścieku,

a ja już tylko chcę swojego dożyć wieku.



Znów macam dłonią puls, za oknem wstaje dzionek

i na „dzień dobry” brzęczy budzika głośny dzwonek.

Pół we śnie, pół na jawie próbuję zewrzeć szyki.

Uśmiechnąłbym się, lecz mam uśmiech Myszki Miki.



Miłość bym zniszczył.



Rankiem mnie budzi brzask, więc się za przegub chwycę,

czy wciąż mam fart i jeszcze pcha serce krew w tętnice,

a może już jest po mnie, trumienny mam garnitur.

Czy tak czy siak - co rano - przebudzenie do niebytu.









Myszka Miki
współautorem muzyki jest Karel Plíhal
Jerzy Marek


Przed świtem budzi mnie mrok więc za nadgarstek chwytam
czy puls mi jeszcze bije a nowy dzień mnie wita
czy jest już po mnie i śmierć przy moim łóżku gości
każdego ranka nowe przebudzenie do nicości

Nie ma dlaczego gdzie nie ma z kim nie ma co
nie ma jak nie ma o czym samotność to nasz los
stary Don Kichot już na Rosynanta siada
za kierownicą ślepy Bóg przed nami autostrada

Włączam telefon pełen cudzych uczuć przykrych treści
jak gliny po ulicach sennych snują się złe wieści
ni to zbudzony ni jeszcze pogrążony we śnie
mam minę Myszki Miki uśmiech się zjawić nie chce
Skreślić poranki

Z radia się sączy jazz to chyba Chick Corea
doprawdy jest wesoło mniej więcej jak w mauzoleach
jestem jak mumia mam wory pod oczami
blask różowego świtu swym pięknem mnie nie mami

Co robić mam ty mówić zawsze byłaś zdolna
świat się otula w mrok a nasze łóżko stygnie z wolna
czyją to winą jest pytam znów nie w porę
że drwal ścinając drzewa rzucił między nas toporem

Łóżko się podzieliło na dwa niepodległe kraje
rysunek na tapecie zasiekami się wydaje
we śnie się nic nie zdarzy sen słodką jest nirwaną
kochałem cię a teraz wściekłości pluję pianą
Skreślić zasieki
Te wszystkie chwile i minuty przeklinałem
gdy rzeczy nie są czarne ale nie są także białe
gdy nie wiesz noc czy dzień czy świta czy mrok siny
boli mnie jawa ale nie podaje nikt morfiny

Wściekle pulsuje skroń i tępo w piersiach męczy
zasnąć i nie obudzić się myślami się nie dręczyć
posłucham twoich łez kapiących smutnym deszczem
na życie już za późno a na śmierć nie czas jeszcze

Co się zdarzyło wczoraj to jakby się nie stało
wypiłem cały zapas kawy a jeszcze mi mało
gdy czegoś nie chcesz to się właśnie stanie dowiedziono
że kromka z masłem spada na dół zawsze głupią stroną
Masło bym skreślił

Mówisz mi o nadziei a słowa twe nad ranem
jak drogi nadajników międzygwiezdnych poplątane
gdyby tak piżamy zdjąć o to cię tylko proszę
dwadzieścia lat mówiłem lecz rozmowy nic nie wnoszą

Plakat z prosiakiem wisi ciągle w tej łazience
gdy spłuczka się napełnia ja wściekam się i dręczę
wszystko tu wyczyszczone i sterylne jak w szpitalu
tylko oddychać nie ma czym i duszno od oparów

Byłam na koncercie jak widać i słychać...ma Nohavicę w krwioobiegu...

Brak komentarzy: